Woronicza Carmageddon

Od wczoraj cała Warszawa i pół Polski żyją wypadkiem drogowym na Woronicza. Przypomnijmy, że chodzi o koncertowe przypierdolenie w pieszego przez bliżej mi nieznany pojazd chińskiej albo koreańskiej marki (sorki, ale nie orientuję się w chromoniklowych logotypach ukazujących jakieś sajgonki, albo ssang-jongi, albo inne skośnookie ssaj-fiutki - dla mnie jeden ciul). 

W dużym uproszczeniu: W biały dzień, przy bardzo dobrej widoczności pieszy wszedł na przejście nie zauważywszy, że z przeciwka pędzi właśnie jakiś ssaj-fiutek. Ssaj-fiutek z kolek leciał zapewne sporo więcej niż dozwolone 50 km/h, a widok na przejście dodatkowo zasłonił mu jadący z naprzeciwka autobus. Po chwili ssaj-fiutek jebnął pieszego na pasach niczym Hajto rozchlebotaną pizdę.

Przejście na Woronicza - wytyczone przez czteropasmówkę. Gratuluję głupoty.

Ponieważ w Polsce mamy obecnie społeczeństwo plemienne, spolaryzowane, to natychmiast w ślad za wydarzeniem wytworzyły się dwa ośrodki opiniotwórcze; Pierwszy - nie bez racji - stoi po stronie kierowcy i uważa, że jedyne co się temu kierowcy teraz należy, to wymiana lampy i zderzaka z pieniędzy trafionego przechodnia. Obecnie piesi wchodzą bowiem pod koła jak cielęta; W wyniku światłych rządów pewnej małej, mlaskającej pizdy z Żoliborza pozwolono pieszym pchać się pod koła samochodów, a na rezultaty nie trzeba było długo czekać - ilość potrąceń na pasach wzrosła o ponad 25% (źródło: policja.pl). Drugi ośrodek opiniotwórczy trzyma z kolei stronę pieszego i głosi, że kierowcy należy się co najmniej dożywocie, a najlepiej to kara śmierci i konfiskata garnków z Zeptera, których jeszcze nie zdążył spłacić. Ten tok rozumowania również ma swoje mocne strony, gdyż pieszy wchodząc na przeogromne przejście dla pieszych w okolicy zajezdni 01 na Woronicza zapewne nawet nie widział samochodu, kiedy wchodził. Po prostu auto jeszcze nie było widoczne "na horyzoncie". Gdyby kierowca jechał wolniej, to by zdążył zareagować.

Nikt jednak nie wpadł na to, że nie było tu ani specjalnej winy pieszego, ani kierującego; Winny jest natomiast debil, który wytyczył tak absurdalnie długie i odosobnione przejście dla pieszych przez czteropasmówkę. Albo inaczej - ten, kto pozwolił, aby to przejście wciąż tak wyglądało przy obecnym natężeniu ruchu, bo projektowano je ze 30 lat temu. Gdyby to przejście zostało podzielone na pół wysepką-azylem, albo były by tam światła na żądanie, albo zamiast przejścia była by kładka, albo - pal sześć - zostało by zlikwidowane, to cały i zdrowy pieszy tańczył by dziś na obu nogach kankana.

Czy zostaną z tej lekcji wyciągnięte jakieś wnioski? Osobiście uważam, że powinni je wyciągnąć zarówno piesi (i nie pchać się pod koła jak barany) jak i kierowcy (zdejmując troszkę nogę z gazu w zabudowanym). Na jakieś spektakularne refleksje ze strony zarządców dróg nie liczę. Te głupie chuje co najwyżej postawią tam ograniczenie do 30 km/h i progi zwalniające. Tak się bowiem w Polsce sprawy zwykło załatwiać.

Jest jednak na to rada, którą gorąco polecam; Ulica nosi imię Jana Pawła Woronicza. Ponieważ mało kto wie, kim właściwie ten cały Woronicz był, wnioskuję przeto rozwiązanie najprostsze. Otóż proponuję zmienić nazwę ulicy. Najlepiej usuwając nazwisko "Woronicza" a zostawiając samo "Jana Pawła". Tym sposobem na ulicy Woronicza już nigdy żaden wypadek drogowy się nie zdarzy. Natomiast my, zawierzając czteropasmówkę postaci nowego patrona, będziemy mogli znów liczyć na typowo polski, narodowy cud.

Komentarze

  1. Taka jest smutna prawda

    OdpowiedzUsuń
  2. Papież nie ma nic do tego. Poza tym zgadzam się

    OdpowiedzUsuń
  3. To przejście jest na pewno od 2008 roku bo wtedy zamieszkałem w Wawce i je pamiętam, tylko odmalowali pasy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jeżeli samochód jest przedłużeniem penisa, to motocykl jest jego protezą

Wychujamy cię, ale za to bezpiecznie.