Wychujamy cię, ale za to bezpiecznie.

Jeszcze nie zdążyła dobrze opaść wielka woda po powodzi, a już media trąbią, że wreszcie będzie można bardziej skutecznie karać piratów drogowych i wyciągać na nich tak zwany sławetny bat. Bat wam w dupę.

Zawsze, kiedy zaczyna brakować pieniędzy w budżecie kolejne rządy sięgają po wypróbowany w gruncie rzeczy pomysł sięgnięcia do kieszeni kierowców. Wiadomo, że samochód w Polsce to wciąż przedmiot kultu i że ludzie wytracą się do ostatniej złotówki. I tak kolejna ekipa przy korycie dochodzi do - słusznych skądinąd - wniosków, że kierowcy to wyjątkowo wytrzymałe na dojenie stado. No to zaczyna się dojenie - pod płaszczykiem bezpieczeństwa w ruchu drogowym.

Media donoszą, że na zwiększenie kar dla kierowców jest zgoda po wszystkich stronach sceny politycznej. Szkoda, że nikt o to nie pyta kierowców. Nawet sondy uliczne, będące nieodzownym elementem takich newsów we wiadomościach są zwykle przeprowadzane wśród tzw. młodzieży w wieku schodzącym, czyli 70+ i to najczęściej nie za kierownicą, a pod kościołami.

Nowy pomysł na zwiększenie kar argumentuje się koniecznością zmniejszenia liczby śmiertelnych wypadków na polskich drogach. Nie wiadomo dlaczego ten sposób miałby zadziałać, skoro dotąd już kilkakrotnie podnoszono kary, a ilość wypadków wciąż wzrasta. Nikt nie mówi przy tym (tu popieram się prywatnymi informacjami z wydziału kryminalnego sądu), że od 2022 roku mamy wzrost wypadków o około 1/4 spowodowany przez pijanych Ukraińców. Ukraińcy prowadzą samochody często bez uprawnień i jeszcze częściej na gazie, ale nie to jest w tym wszystkim najgorsze; Otóż w stosunku do obywateli Polski sąd może zastosować tzw. miarkowanie kary, czyli np. orzec przepadek uprawnień dla jeżdżącej po pijaku recydywy. W przypadku Ukraińców to już tak nie działa, bo nasze sądy nie mają prawnej możliwości sprawdzenia ich kartotek. Tak więc częste są sytuacje, w których wielokrotnie karany Ukrainiec trafia do Polski i ma u nas carte blanche, a w przypadku złapania traktowany jest ulgowo, jak osoba która nabroiła za kierownicą dopiero pierwszy raz.

Nikt nie zwraca również uwagi na to, że proponowane zmiany - nota bene wymyślone albo przez kogoś bardzo perfidnego w dopiekaniu obywatelom, albo przez skończonego idiotę - wcale nie uderzą w prawdziwych piratów drogowych. Nie zaszkodzą osobom pędzącym po 200 km/h w zabudowanym, bo te osoby i tak miały już często orzeczony zakaz prowadzenia i zabrane prawko. Nie przeszkodzą we wsiadaniu za kółko alkoholikom, bo w końcu alkoholizm to choroba. Nie zwalczą pędzących po nocach kretynów na motocyklach - bo do tego trzeba po prostu więcej pieniędzy na patrole policyjne. Proponowane zmiany w imię zwiększenia bezpieczeństwa uderzą natomiast w tych, którzy przekraczają prędkość o 10-15 kilometrów na godzinę czyli - mówiąc wprost - nie jeżdżą jak ostatnie łajzy.

W ślad bowiem za zwiększeniem kar dla jeżdżących po pijanemu czy dla mocno przekraczających prędkość po cichutku podniesie się też kary i kwoty mandatów dla przypadkowo złapanych ludzi, którzy będą stanowić 95% puli.

Żeby móc dojebać władza potrzebuje zawsze jakiegoś sztandarowego przykładu piractwa. W tym celu nikt nie sięga po nagranie, w którym pijany w trzy dupy Ukrainiec rozpierdala idącą chodnikiem kobietę. Nieee. To by było nie po linii politycznej tej ani poprzedniej władzy. Wynaleziono natomiast wypadek, w którym jakiś napierdolony jak stodoła pan Łukasz uderza z pełną prędkością w tył normalnie jadącego samochodu powodując snop iskier, pożar i tragedię.

Nikt jednak nie zastanowił się, czy tego pierdolonego pana Łukasza, który miał kilkakrotnie orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów i był alkoholikiem w ogóle zainteresował by fakt zabrania mu po raz kolejny uprawnień i nałożenia kolejnej grzywny, co i tak miał totalnie w dupie, kiedy kolejny raz wsiadał za kółko zalany.
 
Temat "sztandarowych wypadków", które wyciąga się w mediach celem wytłumaczenia zwiększenia kar jest zresztą szerszy i teraz podzielę się pewną historią sprzed lat dziesięciu: Rankiem 1 stycznia 2014 roku, kiedy wszyscy przecierali oczy i leczyli kaca po sylwestrowej popijawie media zaczęły pokazywać straszny wypadek, który zdarzył się tego dnia w Kamieniu Pomorskim. Pijany kierowca w czerwonym BMW zabił idącego z samego rana do kościoła policjanta wraz z rodziną. Akurat tak się złożyło, że mój znajomy pracował wtedy w jednym z ośrodków TVP regionalnej jako operator i kręcił tzw. surówki, czyli materiały wymagające potem pocięcia i dalszego montażu. Ponieważ miał wtedy krucho z forsą wziął dyżur w 1 stycznia, gdyż nikt inny nie chciał tego zrobić. W trakcie dyżuru do ośrodka wpłynęły nagrania z wypadku w Kamieniu Pomorskim. Okazało się, że na filmach były dwa różne samochody BMW, które rzekomo spowodowały wypadek. Jeden materiał przedstawiał rozbitą czerwoną E34, a jeden rozbitą czerwoną E30. Ponieważ zima była bezśnieżna nie można było z całą pewnością określić, kiedy właściwie nakręcono te materiały. W mediach nic nie mówiono o naocznych świadkach zdarzenia; Było po Sylwestrze, wcześnie rano, więc mieszkańcy słyszeli tylko pisk i huk. Zanim ludzie wyszli z domów i dotarli do wypadku, to na miejscu była już karetka, policja, parawany... Później wypłynęła informacja, że zabity policjant mieszkał w tej miejscowości dopiero od miesiąca i nikt go tam nie znał... Po tym wypadku w sprawę zaangażował się sam Donald i stała się ona przyczynkiem do zwiększenia wysokości mandatów i punktów karnych. Takich dużych zmian mieliśmy od 2014 roku jeszcze dwie: w 2015 i w 2022.

Obecnie mamy kolejny bardzo medialny wypadek i znowu mówi się o bezpieczeństwie. Wszystko to wygląda raczej na ponury żart z tego społeczeństwa; Najpierw wmawia się dziadkom, że mają zawsze pierwszeństwo na przejściu dla pieszych i mogą pchać się pod koła jak barany, po czym po upływie roku mamy wzrost wypadków śmiertelnych z udziałem pieszych o jedną czwartą. Następnie argumentując wszystko "pijakami" i "piratami drogowymi" podnosi się mandaty i zwyczajnie represjonuje społeczeństwo.



Wszystkie te durnowate zmiany nie spowodują zmniejszenia liczby wyścigów nocnych (do tego potrzeba jedynie więcej chęci ze strony policji, obecnie ilość chęci wynosi 0), ani że pijane dzieciaki pod wpływem rówieśników wsiadają za kółko nocą pod dyskoteką (do tego wystarczy jeden radiowóz i alkomat tamże), ani nawet że ściągniemy do Polski poszukiwanego za zabójstwo na autostradzie Majtczaka (do tego wystarczą sprawnie działające służby specjalne, nie zaś zmiana prawa i klepanie modlitw i różańców psu na budę zdatne). Te zmiany uderzą w osoby przekraczające prędkość raptem o kilka kilometrów na godzinę, a do tego wchodzą w życie w atmosferze poklasku kretynów zajmujących się BRD, czyli Bezpieczeństwem Ruchu Drogowego. Smutne to tym bardziej, iż pewna część społeczeństwa zupełnie zatraciła zdolność zdroworozsądkowego myślenia i zaakceptowała brednie rozpowszechniane przez tych klakierów. Władza zaś - jakakolwiek by nie była - zawsze ich hołubi i każe społeczeństwu szanować tłumacząc, że z klakierami jest wszystko w porządku, bo przecież klakier żyje z pracy rąk...

Komentarze

  1. To niestety jest ale prawda zmiany uderzą w zwykłego Kowalskiego

    OdpowiedzUsuń
  2. Za spowodowanie wypadku mandat 150 zł, za przekroczenie prędkości mandat 2500 zł. Gdzie sens gdzie logika?

    OdpowiedzUsuń
  3. W Brukseli jest mowa o obniżeniu limitu i za przekroczenie o 30 km/h zabiorą prawko LOL:XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet wprowadzenie kar po 100 000 PLN za przekroczenie prędkości o 1 km/h nic nie zmieni w temacie bezpieczeństwa. Wypadek to sprawa losowa i statystyczna, która zdarza się jednemu na tysiąc kierowców i tyle w temacie. Tak samo jak człowiek statystycznie kilka razy w życiu się uderzy przez nieuwagę w głowę i żadne kary czy przepisy ani zakazy tego nie zmienią.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jeżeli samochód jest przedłużeniem penisa, to motocykl jest jego protezą

Woronicza Carmageddon