Sekret sukcesu polskiej motoryzacji

Co i rusz docierają do uszu tzw. opinii publicznej przecieki, że już za chwileczkę, już za momencik nastąpi przełom i nastąpi uruchomienie produkcji współczesnej wersji FSO Warszawa, nowego Poloneza, nowego Malucha a nawet nowej Syreny. Wygłodniały, ciemny motłoch o ilorazie inteligencji zbliżonym do bakterii (IQ=5, czyli reaguje na światło) natychmiast zaczyna nastawiać uszu i wyczekiwać kolejnych informacji. Zupełnie niczym kurwa, która nastawia swoje zmęczone cipsko i oczekuje na kolejne wytryski strzelających w nią wygłodniałych chujów.

Te jednak nie nadchodzą... Okazuje się, że zanim znów zaczniemy seryjnie produkować Poloneza czy Syrenę trzeba jeszcze pokonać po drodze kilka "drobnych" trudności. Przede wszystkim skombinować około 2-3 miliardów euro na uruchomienie produkcji. Następnie opracować prototypy i serię przedprodukcyjną. A potem to już z górki, bo zostaje tylko zaprojektować silnik, wnętrze, elektronikę i około setki innych technicznych wynalazków - że wymienię już takie zupełne błahostki, stojące na przeszkodzie by nasz kraj na powrót stał się motoryzacyjną potęgą. Lecz kiedy się temu wszystkiemu tak bliżej przyjrzeć, to okazuje się, że żeby zacząć produkować nowy samochód to mamy po pierwsze chęci (a jakże!), a po drugie jakąś marną wizualizację 3D lub szkic, opracowany przez pasjonatę lub zupełnego amatora.

New Warsaw. "Polski supersamochód jest już gotowy w 80 procentach". Konkretnie został przygotowany model ze styropianu. Jest tak brzydki, że nie chciałbym, żeby nawet koło mnie parkował.

Dokładnie tak było w przypadku nowego Malucha, Warszawy i Poloneza. Ktoś coś nabazgrolił, ewentualnie zrobił trójwymiarowy model w Sketch-upie, ewentualnie jakieś studio graficzne coś tam sobie na tym przećwiczyło, następnie poszedł wyciek do prasy i heja - "Mamy nowy polski samochód!" - zaczynają trąbić w mediach. Trochę bardziej zaawansowane było to w przypadku Syreny - tutaj z pieniędzy podatników wyjebano 4,5 miliona złotych dla firmy AMZ Kutno na opracowanie laminatowego prototypu. Powstał koszmarek przypominający Daihatsu Copen po czym sprawę zamieciono pod dywan, tak jak to się u nas sprawy zwykło załatwiać.

Problem z nową inkarnacją polskich samochodów jest w zasadzie tylko jeden: Każdy chciałby je widzieć z powrotem na ulicach, ale nikt nie chciałby na nie wyłożyć żadnych pieniędzy. Gdy przychodzi co do czego, to żaden człowiek przy zdrowych zmysłach nie wyłoży 60 000 na nowego malucha - mając w alternatywie zakup dowolnego innego auta segmentu A za te pieniądze. Nikt normalny nie położy również 100 000 za New Poloneza, mogąc kupić za te pieniądze wyrób niemiecki czy japoński. 

Ale są jeszcze i nienormalni. W zasadzie to mamy ich w tym kraju jakieś 1/3 obywateli, tak delikatnie licząc. Wśród nich na pewno jest trochę posiadaczy oryginalnych Polonezów, którzy myślą sobie, że jakby taki New Polonez wszedł do produkcji, to może oni dostaną jakieś zniżki, bo przecież mają klasyczne akwarium z 1986 roku po dziadku ze wsi? Albo będą upusty dla tych, którzy się udzielają na FSO-FORUM? Na pewno niejeden posiadacz starej Syreny wykalkulował sobie, że jak ruszy produkcja seryjna tej nowej, to on odda tą starą w rozliczeniu - najlepiej od razu do muzeum kurwa - a fabryka jeszcze mu dopłaci. Tym sposobem będzie mógł sprzedać swoje cywilne auto w postaci Scenika z 2001 roku, a za zarobione w ten sposób dwa tysiące pojedzie wreszcie na wymarzony urlop do Mielna, aby w nadmorskiej budzie przy promenadzie zjeść upragniony kebab z muchami i włosami.


Nowy Polonez. Zamiast kół zastosowano sitka od zlewozmywaka.

"Nowa Syrena. Powala wyglądem, ale nie ceną. Za rok na drogach"
(nagłówek prasowy z 2014 roku)

No bo taka jest brutalna prawda: Jakikolwiek sukces reinkarnacji polskich samochodów byłby możliwy, gdyby ich cena była nadal odzwierciedleniem tych socjalistycznych realiów, kiedy polski samochód kosztował 1/10 ceny zachodniego. Wtedy stanowił by alternatywę typu: kupujesz polskie gówno ale nowe, albo ryzykujesz kupić zachodnie, ale używane. Wedle tego toku rozumowania dajmy na to taki nowy Poldolot powinien kosztować tyle, co używany Passat dizelek, a taki nowy maluch mniej więcej tyle, co skuter. I w tym należy upatrywać jedyny sens i szansę sukcesu dla tych koszmarów; Po prostu biomasa w Polsce wierzy, że wyprodukuje się im tego nowego Poloneza, Malucha albo Syrenę w cenie starej używki z Niemiec i że jest to w ogóle możliwe, albo najlepiej niech ktoś do tego dopłaci. Wtedy sobie go kupią i wreszcie nie będą musieli się bujać dwudziestoletnim Peugeotem 206 albo osmrodzonym Citroenem Picasso. I wreszcie nastąpi ten wymodlony sukces. W przeciwnym razie - ni chuja.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jeżeli samochód jest przedłużeniem penisa, to motocykl jest jego protezą

Woronicza Carmageddon

Wychujamy cię, ale za to bezpiecznie.