Z gospodarską wizytą - Londyn

Już sporo lat do tyłu pewna tępa bladź zaczęła mi z wielkim przejęciem opowiadać, że właśnie widziała na ulicy niesamowity samochód. Oprócz tego, że był przepiękny, to jeszcze miał w jej ocenie jeszcze jedną, zadziwiającą cechę; Otóż kierowca nie musiał nim wcale  kierować, bo nawet nie miał do dyspozycji kierownicy. Odpoczywał sobie tylko na przednim siedzeniu. Całością kierował zapewne jakiś bardzo zaawansowany komputer albo nawet sztuczna inteligencja. Jednak jeżeli te systemy by zawiodły, to - rozpływała się bladź -  ze względów bezpieczeństwa auto było i tak na wszelki wypadek zabezpieczone przed kolizją. Po prostu zamontowano w nim awaryjnie kierownicę po stronie pasażera...

Pośmialiśmy się - ha ha ha - ale teraz przejdźmy już do wizyty w miejscu, gdzie zawsze kieruje pasażer i obserwacji rozwiązań drogowych tamże. Samochody są tam z grubsza takie same jak u nas i na pewno z powodu parku maszynowego Polacy nie powinni mieć żadnych kompleksów. Gorzej ma się rzecz z infrastrukturą. Pierwsza cecha, jaka rzuca się w oczy to niesamowicie porządne materiały użyte do budowy chodników, dróg i krawężników. Wszystkie chodniki są cięte z płyty z kamienia. Wszystkie krawężniki również. Tandetne krawężniki z betonu - zapomnij? Tylko kamień. Nie uświadczymy tu żadnej kostki brukowej czy innego dziadostwa wytrzymującego w porywach 30-40 lat. Wszystko jest lite, solidne i wygląda jakby miało wytrzymać przynajmniej do 2500 roku. 

Wszystkie światła drogowe, przełączniki dla pieszych, sygnalizatory są także jednolite i takie same we wszystkich dzielnicach. Nie uświadczymy tu typowo polskiego, fantazyjnego zarządzania objawiającego się piętnastoma rodzajami sygnalizatorów i przełączników dla pieszych, w zależności od tego czyj szwagier akurat był w zarządzie Dróg Miejskich i z jakiej hurtowni elektrycznej ustawił przetarg - pardon - zakupił towar. Wszystko jest spójne, bardzo solidne i daje pieszemu poczucie poruszania się po wspólnej przestrzeni miejskiej.

PEDESTRIANS, WAIT - czyli pederaści, poczekajcie - zanim zrobicie z kolejnego miasta w Polsce ekologiczno-rowerowy koszmarek

Skoro jesteśmy przy pieszych to warto zauważyć, że w Londynie czerwone światło dla pieszych znaczy tyle, co nic i wszyscy mają je dokumentnie w dupie. Aby usprawnić ruch piesi włażą na pasy kiedy chcą. Zasada jest tylko jedna - mają się rozejrzeć zanim to zrobią. Tym sposobem naturalną rzeczą jest widok samochodów czekających na czerwonym i widok pieszych, którzy również mają czerwone ale po rozeznaniu w sytuacji wchodzą na pasy, aby rozładować ruch. Takie numery są tu normalne nawet pod okiem policji. Widziałem nawet pieszego, który wlazł na pasy na czerwonym, w połowie przejścia nadział się na policjanta, zaczepił go i coś tam zaczął się go wypytywać... Triumf zdrowego rozsądku i normalka. Z drugiej strony nie widziałem ani jednej, tak bliskiej sercu każdego Polaka sytuacji, w której jakiś przedstawiciel młodzieży w wieku 75+ demonstracyjnie włazi na pasy jak krowa odwracając łeb w drugą stronę, no bo teraz to on ma pierwszeństwo i on teraz pokaże tym wszystkim złodziejom, co nakradli i ich stać na samochody, a jego nie stać bo okradli go jeszcze jak premierem była Suchocka.

Czerwone światło, a ludzie sobie lezą zamiast stać i czekać na zielone jak tresowane małpy.
W Polsce byli by już bohaterami kolejnego odcinak STOP-CHAM.  
I komu to przeszkadza? Właśnie. Nikomu.

Przykład Londynu pokazuje dokładnie to, co podpowiada człowiekowi zdrowy rozsądek; Sensowne inwestycje drogowe to te wykonywane z najsolidniejszych materiałów i wpływające na usprawnienie ruchu pojazdów lub pieszych. Natomiast inwestycje polegające na malowaniu jakiś pasów i ścieżek przy użyciu pędzla, nagminne budowanie za państwowe pieniądze rond, boisk dla młodzieży i placów zabaw dla wiecznie ryczących bachorów to zwyczajne opierdalanie podatnika z kasy. Głupawa, której ulegli w Polsce najpierw politycy, potem wąsaci samorządowcy a na koniec zwykli ludzie, powtarzający frazesy o "bezpieczeństwie". Stosunkowo prosto jest bowiem marnować unijne pieniądze tworząc kolejne drogowe koszmary doprowadzające do szewskiej pasji zarówno stojących w korkach kierowców jak i borykających się z krzywymi chodnikami pieszych. Znacznie trudniej zaś zbudować solidne i piękne miasto, które przyciąga ludzi z całego świata i istnieje około 500 lat dłużej, niż na terenie obecnej Polski bobry zaczęły budować pierwsze tamy, nie mówiąc o jakichkolwiek większych osadach ludzkich. Londyn nie próbuje niczego udawać. Jest tym, czym jest; Tłocznym molochem położonym na dwu brzegach brunatno-burego ścieku o nazwie Tamiza. Niech więc polskie miasta również znajdą swoją tożsamość, zamiast bezmyślnie i na siłę udawać "ekologiczną" Kopenhagę.

Pub "Dirty Dicks". Według dobrze poinformowanych źródeł to właśnie w tym miejscu po ucieczce do Londynu będzie się ukrywał Obajtek.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jeżeli samochód jest przedłużeniem penisa, to motocykl jest jego protezą

Woronicza Carmageddon

Wychujamy cię, ale za to bezpiecznie.