Z gospodarską wizytą - Dubaj

Mamy październik. Smażąc dupę w trzydziestostopniowym upale skreślam te parę słów odnośnie ruchu drogowego w Dubaju i Dubaju w ogóle. W rzeczy samej przyrównywanie Polski do Dubaju wydaje się na pierwszy rzut oka pozbawione sensu, tak jak wszelkie próby przeszczepiania na polski grunt rozwiązań z innych państw. Za mojego krótkiego życia Polska miała już być drugą Irlandią, wcześniej pewien wąsaty debil chciał z niej zrobić drugą Japonię, a jeszcze wcześniej przez prawie pięćdziesiąt lat próbowano z niej uczynić coś na kształt Związku Radzieckiego. Wszystkie te próby skończyły się niepowodzeniem. Dlatego nie rozumiem, dlaczego miało by się udać przerabianie polskich miast na Kopenhagę czy Amsterdam poprzez wprowadzanie u nas pasów rowerowych i specjalnych kawiarenek dla pedałujących pedałów. Polska to Polska, nie musimy śpiewać żadnych patriotycznych piosenek żeby się tą Polską stała, ani tym bardziej się o to modlić, bo po prostu tu jest jak jest (a to z jeszcze innej piosenki mi się wzięło) i tego się trzymajmy. Warto natomiast podpatrywać te trafione pomysły innych i je wykorzystywać, a te nietrafione piętnować i ganić. Słowem, potrzebna jest refleksja i myślenie, a nie branie wszystkiego co popadnie. Ech.

Wróćmy do Dubaju. Rządzi tu niepodzielnie Muhammad ibn Raszid al-Maktum, zwany przez mieszkańców pieszczotliwie 'Szejk Mo", który jest jednocześnie właścicielem miasta. Jako jeden z najbogatszych ludzi na świecie ma nieograniczone możliwości wydawania swojego szmalu. Już w tym miejscu widać różnicę, jaka może cechować tych absolutnie najbogatszych, którzy maja tyle pieniędzy że mogą sobie kupić wszystko oraz nie muszą nic robić do końca życia; Są bowiem ludzie mega bogaci - jak Gates, Zuckerberg czy Bezos - którzy grają na siebie. Są też bogacze, którzy wierząc w swój mesjanizm popadają koniec końców w kabotynizm - jak Trump. Są też niestety i tacy, którzy mając wszystko wybierają destrukcję i wojnę - jak Putin. A Szejk Mo jest prywatnie miłośnikiem kaligrafii, tradycyjnej poezji zwanej Nabati oraz koni - a więc rzeczy cechujących osoby wrażliwe na piękno. Mając wszystko nastawił się na tworzenie. Stworzył bajecznie piękne i bogate miasto, w pewnym sensie trochę przerysowane, przeskalowane, niczym pałac z baśni tysiąca i jednej nocy. Z punktu widzenia naszego bloga istotny jest jednak sposób, w jaki stworzył swoje dzieło. Sposób równie prosty, co skuteczny: Po prostu zatrudnił najlepszych fachowców z całego świata, zapłacił najlepsze możliwe pieniądze i nakazał zapierdalać. To wystarczy. 

Dubaj to miejsce, gdzie pracują najlepsi z najlepszych. Jeżeli widzisz ratownika na plaży, to może być on z dowolnego kraju świata, ale wiadomo, że zna doskonale angielski, jest mistrzem pływackim, a do tego chce mu się pracować albo - inaczej - nie opłaca mu się w robocie zbijać bąki. Wiadomo też, że za swoje stanie z lornetką na plaży dostaje minimalnie 5000 dolarów na miesiąc. To samo tyczy się barmanów z podobnym uposażeniem, a także programistów działających już za 10000 dolarów miesięcznie. Kontrakty na pracę zawiera się zwykle na trzy lata, bo jak wiadomo Dubaj to bajka, a w bajce nic nie trwa wiecznie.

Piszę o tym wszystkim, gdyż taki sposób doboru kadr pracowniczych oraz rekrutacji stoi w dokładniej odwrotności do tego, z czym spotykamy się w Polsce a więc płacenia na państwowych posadach miernych pensji miernotom, które udają, że pracują. Polski pracownik na państwowym to ludzki odpad, który nie potrafił zagrzać miejsca nigdzie indziej i wegetuje na posadce robiąc nikomu nie potrzebne głupoty. Traktuje przy tym swoją synekurę w sposób dożywotni, ba - nawet nepotyczny, bo gdy tylko taka miernota odchodzi na emeryturę na jej miejsce natychmiast rekrutuje się ktoś z jej rodziny, zazwyczaj równie mierny co i praszczur.

Doskonale widać to na przykładzie ruchu drogowego w Dubaju; Mając siedmiopasmowe drogi oraz najnowocześniejszą, najdłuższą na świecie linię metra o długości 52 kilometrów, wyposażoną w kosmicznie wyglądające stacje metra kształtem przypominające jajko, miejski budynek zarządzający tym całym zautomatyzowanym systemem jest nader skromny. Jak kontrastowo wygląda to w porównaniu z polskimi wieżowcami miejskich UMów, ZDMów czy innych ZUSów, w których te wszystkie panie Czesia, Jadzie i inne stare krowy siedzą na dupie przez 40 lat i pierdzą w stołek czekając emerytury oraz stukając w międzyczasie dwoma palcami w klawiaturę by podejrzeć wnuki na Facebooku. Jak kontrastowo wygląda to w zestawieniu z jakością usług oferowanych przez transport publiczny w Polsce.

W Dubaju ceny z grubsza są takie jak w Polsce, naturalnie pomijając benzynę, która kosztuje około złotówki za litr, oraz VATu wynoszącego 5%. Kawa w klubie plażowym potrafi kosztować nawet ponad 50 zł, czyli mniej więcej tyle co na Southbank w Londynie. Droższą kawę piłem tylko nad zalewem we wsi Stradomia Wierzchnia koło Sycowa w dolnośląskiem, ale ma to swoje wytłumaczenie, bo w Stradomii serwowali kawę z własnej palarni, a w Londynie i w Dubaju podawali kawę z Brazylii, a więc kraju gdzie ta roślina naturalnie rośnie, co przekłada się zapewne na jej niższą cenę. W Dubaju nie trzeba też płacić zimą za ogrzewanie tak jak w Polsce, ale za to cały czas musi chodzić klima. Klima oczywiście również pobiera energię, ale widocznie jest to jakoś dla tubylców znośne. Gdyby przenieść do Dubaju polskie wzorce, to za tutejszą klimę byłby odpowiedzialny jeden wielki, multienergetyczny koncern El-Orleen, na czele którego stałby przypadkowy facet o aparycji poganiacza wielbłądów z pustynnej wioski El-Pcim, mający wyłącznie doświadczenie w karmieniu żyrafy w ZOO. W wyniku światłych działań koncernu mieszkańcy - aby związać koniec z końcem - musieli by oszczędzać latem na zimnie, gdyż do instalacji wpuszczano by im dodatkowe ciepłe powietrze, aby zrobić ich w chuja.

Ruch drogowy w Dubaju odbywa się po idealnych drogach z ograniczeniem prędkości do 80 km/h. Szybciej i tak się nie da - kierowcy jeżdżą bez migaczy i wpychają się gdzie popadnie. Kontrole radarowe są poza miastami i są bardzo surowe. Są jednak ustawiane sensownie i na przykład w mieście w ogóle ich nie widać. Daje to odczucie pewnego powiewu normalności, którego w Polsce niestety brak, a który przejawia się tym, że na przykład gdy w maju br. jechałem warszawską S8 w koszmarnym korku, to gdy tylko ten korek się rozluźnił - w kierunku powązkowskim - natychmiast na jednym pasie pojawił się patrol policji łapiący za przekroczenie 50 km/h wyjeżdżających z korka. Czyli skurwysynada przez duże "S". W Dubaju obowiązuje również zero tolerancji na alkohol i narkotyki, co jest jednak uzasadnione, gdyż Muzułmanie nigdy nie piją w dzień a alkohol jest dostępny tylko w niewielkiej ilości sklepów i hotelach. W niektórych emiratach, np w Szardży w ogóle jest zakazany. Za posiadanie alkoholu idziesz tam do pierdla. Alkohol jest nieobecny w kulturze muzułmańskiej, również ze względu na klimat i panujące tam upały, zwyczajnie nie sprzyjające piciu. W Polsce natomiast karzemy za jazdę pod wpływem alkoholu zapominając, że można go kupić wszędzie, także na stacjach benzynowych, oraz że stanowi (niestety, ale tak) element naszej kultury, jakakolwiek by ona nie była.

Ścieżki rowerowe są w Dubaju nieobecne. Jest za to dobry transport publiczny, jest metro, są autobusy, jest tanie paliwo, nie trzeba robić z ludzi idiotów i wsadzać ich na hulajnogi albo rowery niczym w prawosławnej wsi z początków ubiegłego stulecia. Ma być bogato i elegancko i do tego nie trzeba rowerowego skretynienia udającego "eko", zwłaszcza przy tutejszej cenie benzyny.

To wszystko razem powoduje, że mając przed oczami tą polską rowerową cool-ekologię nabieram coraz większej ochoty, aby zaraz po powrocie do ojczyzny posadzić wielkiego i tłustego eko-kloca, najlepiej na jakiejś ścieżce rowerowej w centrum miasta. Tylko nawet gdybym to marzenie zrealizował, to wciąż będę mieć z tyłu głowy historie o Szejkach, którzy srali, ale nie pod siebie na chodniki, tylko polskim modelkom z Instagrama, do ryja... Czyli znowu nas te bogate wyprzedzili... I znowu jesteśmy z tyłu za cywilizacją. I znowu nasza krzywda się stała... O ja pierdolę...

Przystanek PKSu w Dubaju. Wszystkie przystanki tutaj - podobnie jak w Polsce - zostały wybudowane przez firmy związane w jakiś sposób z rodziną zarządzającego miastem.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wychujamy cię, ale za to bezpiecznie.

Jeżeli samochód jest przedłużeniem penisa, to motocykl jest jego protezą

Woronicza Carmageddon